poniedziałek, 8 lipca 2013

WYOBRAŹ SOBIE WYMIANĘ /// coś o warsztatach na Slot At Festival

foto Tomasz Kiliszek

Szansa na to, by spróbować czegoś, czego nigdy nie miało się okazji robić, a zawsze miało się na to ochotę to nie ekskluzywny towar.
Nowa technika plastyczna, egzotyczna dyscyplina sportu, kompetencje psychologiczne, wiedza o filmie, nieznany język obcy.
Z ręki do ręki, z ust do ust, twarzą w twarz. W grupie. W wolności. Z możliwością popełniania błędów. Z prawem do pytania. Według dwóch zasad: hojnie i bez ograniczeń. Tak wyglądają warsztaty na Slot Art Festival – co roku, w połowie lipca, w Lubiążu pod Wrocławiem. 


Wymiana – hasło, które unosi -się w powietrzu
Kiedy pytasz ludzi decydujących się prowadzić warsztaty na Slot Art Festival – jednym z największych polskich festiwali, w dodatku w dużej części opartym właśnie na bogatym programie warsztatów -  o to, co jest dla nich najcenniejszym doświadczeniem, bardzo często pada ta sama odpowiedź: wymiana. I nie ma znaczenia, czy pytasz kogoś, kto uczy języka migowego, czy tego, który codziennie rozpina między drzewami linę i pokazuje chętnym jak po niej chodzić, czy też osobę, która z grupą przygotowuje performance lub instruuje początkujących rodziców, jak można nosić dziecko w chuście.
Wymiana.  To samo hasło powraca, gdy pytać uczestników. Zresztą – bardzo często ci, którzy przed południem sami prowadzą zajęcia, po południu, w innym miejscu festiwalowej przestrzeni stają się właśnie uczestnikami.  Zdarza się i tak, że ci, którzy trafiają na festiwal przypadkiem i krążą nieco intuicyjnie między nauką robienia batiku a wykładami o filmie dokumentalnym, w kolejnym roku wracają ze swoją propozycją warsztatu.

Co łączy bibliotekę, używaną spódnicę i żałobny płacz?
W społecznościach tradycyjnych, plemiennych, które wydają się bardzo odległe od naszych, wymiana jest jedną z podstawowych form zawiązywania i podtrzymywania relacji. Wymienia się broń i ozdoby, usługi i przywileje, wreszcie rytualne zachowania. Gdy umrze członek jednej rodziny, druga, która jest z nią związana relacjami pokrewieństwa, oferuje swoją obecność i współczucie wyrażone w rytualnym zawodzeniu i płaczu. Gdy klany chcą doprowadzić do małżeństwa dzieci – swoistej wymiany synów i córek  – przekazują sobie dary, kosztowności, pamiątki.  Wymiana jest czymś więcej niż transakcją gospodarcza, czymś znacznie szerszym niż potwierdzeniem paktu o nieagresji, czymś mocniejszym niż deklaracją uprzejmości. Sama w sobie jest relacją. Sposobem przekazywania tradycji, wartości uznawanych przez daną grupę, formą w której wyraża się i buduje tożsamość zbiorowa. Działa także jako kanał transferu wiedzy i umiejętności.


Foto: Paweł Ogrodzki
Wydaje się, że w kulturze ponowoczesnej idea wymiany nie przenika tak mocno naszej wyobraźni i praktyki społecznej. Nie stanowi najważniejszej podstawy naszego codziennego życia, nie staje się praktycznym sposobem pozyskiwania informacji lub dóbr materialnych. Przynajmniej, jeśli pomyśleć o głównym nurcie gospodarki, o najbardziej widocznych przejawach społecznego funkcjonowania, wreszcie o edukacji – w tych wszystkich obszarach wymiana lokuje się raczej na szarym końcu strategii uznawanych i stosowanych jako godne uwagi.
Czy jednak musi tak być? Czy przekonanie o wartości krążenia i dzielenia się tym, co się posiada, musi pozostać w lamusie, ustępując miejsca drapieżnemu pragnieniu izolowania posiadanej własności, póki ta wygląda na przydatną i wyrzucania jej na śmietnik, gdy wyda się zużyta?
Czy mania oznaczania własnych pomysłów i idei znakiem ®, terror nowości i odkrywczości w wynikach badań, innowacyjnych strategii rozwoju, niespotykanych dotąd rozwiązań, przymus posiadania tego, czego nikt wcześniej nie miał, nie zaprezentował, nie używał musi być horyzontem kulturowej, społecznej praktyki?
Wreszcie – czy w edukacji musimy wciąż ulegać złudzeniu, że świat dzieli się na tych, którzy wiedzą i tych, którzy nie mają pojęcia? Żeby przekonać się o tym, jak mocno tego typu myślenie zakorzenione jest w naszych kulturowych przyzwyczajeniach wystarczy przyjrzeć się szkole. To właśnie tu od najwcześniejszych lat spotykamy się z modelem, w którym uczniom stawia się karkołomne zadanie zdobywania wiedzy. Wiedzy, która w domniemaniu – ma jakąś objętość, jakąś pulę, jest gdzieś ukryta, schowana i ci, którzy mają do niej dostęp – patrz: nauczyciele – powoli i według własnych mniejszych lub większych zdolności przekazywania oraz tajemniczej formuły określonej mianem podstawy programowej – wydzielają swoim podopiecznym jej kawałki, nie zawsze te, które wydają się najsmakowitsze.  To celowe wyolbrzymienie ma pokazać jednokierunkowość przekazu. Od tych, którzy wiedzą, w kierunku tych, którzy muszą dopiero się nauczyć. Z trudem, mozołem, zazwyczaj przez niezbyt refleksyjne i krytyczne absorbowanie, zasysanie i powtarzanie. Zwykle bez przyjemności, bez wolności wyboru. A przecież przyjemność i wolność to środowisko, w którym człowiek i jego potencjał rozwijają się najlepiej.


foto: Kacper Gunia © SLOT 2011

O tym, że nie jest to jedyny możliwy model, przekonują rozmaite eksperymenty prowadzone na gruncie edukacji, ale i gospodarki. W mikroskali zjawisko wymiany daje się obserwować w odniesieniu do sytuacji krążenia przedmiotów: ubrań, książek, starych mebli. Wyprzedaże garażowe, oparte na recyklingu warsztaty, społeczne biblioteki, w których niepotrzebną książkę można wymienić na taką, którą uzna się za interesującą to coraz częściej, także w Polsce, podejmowane inicjatywy,. Przykładem są tu choćby corocznie organizowane w Warszawie Przetwory (wielkie warsztaty produkowania biżuterii, mebli i rzeczy użytkowych z odpadów), czy wymienialnie ubrań organizowane w kawiarniach i domach kultury.

foto: Albert Wallin © SLOT,

Czego szkoła nie jest sobie w stanie wyobrazić?
Jeśli chodzi o edukację idea wymiany jawi się jako pomysł tyleż szalony, co fascynujący. Pisząc o koncepcie edukacji rozszerzonej Ruben Diaz Lopez, hiszpański nauczyciel, filozof, działacz organizacji zajmujących się badaniem i promowaniem alternatywnych metod uczenia się, autor pracy magisterskiej o obiecującym tytule: „Czego szkoła nie jest w stanie sobie wyobrazić i na czym polega ta niemożność?  wspomina o prężnie rozwijającej się sieci Banku Wiedzy Wspólnej, która jest „laboratorium wzajemnego kształcenia się na zasadzie wymiany wiedzy między obywatelami (citizen-to-citizen)”

foto: Ola Zawada © SLOT

Ten pobudzający wyobraźnię projekt pokazuje wielką wartość porzucenia klasycznego sposobu myślenia o wiedzy i jej transferze, a także o podziale społeczeństwa ze względu na określone kompetencje lub ich brak. Według filozofii Banków Wiedzy Wspólnej każdy ma coś, czym może się podzielić. Czasem jest to znajomość języka, innym razem praktyczna umiejętność naprawiania silnika samochodowego, gry na instrumencie, lub choćby obejrzany film i chęć opowiedzenia o nim. Największym wyzwaniem wydaje się umiejętność dostrzeżenia tego, co mam do zaoferowania oraz wiara w to, że w toku wymiany mogę zostać obdarowany czymś bezcennym.

foto: Albert Wallin © SLOT

Banki Wiedzy Wspólnej na szeroką skalę działają przede wszystkim w oparciu o nowe technologie, serwisy społecznościowe i media internetowe. Dzięki nim kontakt i przepływ informacji są prostsze. Co jednak, jeśli wyobrazić sobie taki bank na żywo, w kontakcie twarzą-w-twarz, na wyciągnięcie ręki?
Wizja ta wydaje się tak piękna, że aż niemożliwa. I tak piękna, że godna spróbowania.

Festiwal to przepływ inspiracji. Bez podziałów.
Od dwudziestu lat próbujemy eksperymentować w ten sposób na Slocie. Tu nie ma podziału na tych, którzy wiedzą i tych, którzy muszą się  tylko uczyć. To, co staje się wartością to brak stałych linii demarkacyjnych i uruchamianie przepływu. Uczenie się od siebie przebiega na innych zasadach – towarzyszenia w procesie, pokazywania znanych sobie i sprawdzonych sposobów, dzielenia się odkryciami.

foto materiały własne autorki
Główną podstawą jest inspiracja, która nie zna apodyktycznych granic wieku, wykształcenia, płci, czy nawet predyspozycji. Spróbować może każdy. Zaproponować własne warsztaty także może każdy, a jeśli z jakiegoś powodu zabraknie dla niego lub dla niej miejsca w warsztatowym grafiku – na pewno znajdzie się ono już w trakcie trwania festiwalu – przy okazji, w przerwie, w korytarzu, lub jednej z kafejek. Kilka osób spontanicznie gromadzi się wokół kogoś zaplatającego dredy lub grającego na skrzypcach i z zaciekawieniem podgląda „jak to się robi” - to częsty widok w krużgankach starego opactwa, w którym odbywa się impreza.

foto: Marika Graczyk © SLOT


Wiedza i umiejętności oraz doświadczenie są ważne – to one pozwalają na to, by stworzyć innym przestrzeń eksperymentowania, próbowania, zapoznawania się z tematem, materiałem, ideą. Ale warunkiem do stworzenia takiej przestrzeni nie musi być wieloletnia praktyka, czy ukończone specjalistyczne studia. Choć co roku pojawiają się wybitni specjaliści, którzy od lat prowadzą warsztaty i działania w tym czy innym obszarze, wielu prowadzących na slocie po raz pierwszy staje przed grupą, po raz pierwszy znajduje się w roli tego, kto uczy. Sednem jest pomysł.


foto: Marika Graczyk © SLOT

Brak linii podziału polega również na tym, że tymi, którzy uczą się najwięcej są często właśnie prowadzący. Uczą się tłumaczyć, muszą wyobrazić sobie, jak to jest mieć po raz pierwszy kontakt z tworzywem, lub działaniem, które proponują. Borykają się z wyzwaniami komunikacji, z pytaniem o to, jak stworzyć dobrą atmosferę, jak doprowadzić uczestników do miejsca, w którym coś powstanie. Uczą się zmieniać plany, improwizować, radzić sobie w najdziwniejszych i najtrudniejszych warunkach, gdy zabraknie prądu, przyjdzie zbyt wiele, lub zbyt mało osób. Mogą odetchnąć, gdy chwilę później sami mają szansę spróbować czegoś, czego nigdy nie robili, mimo, że zawsze chcieli.
Głównym przedmiotem wymiany na Slocie jest zainteresowanie i czas, którego tutaj wszyscy mają jakby więcej. Mają szansę, by „marnotrawić” go na próbowanie, rozpoczynanie od nowa, przyglądanie się, dziwienie, pytanie, nie-wiedzenie – te luksusowe towary, na które coraz częściej nas nie stać. Tu nikt nie jest ostatecznym specjalistą, nikt tez nie jest kompletnym dyletantem. Bowiem jakość i wartość procesu, a także powstających w trakcie warsztatów efektów jest zawsze wynikiem spotkania. I wymiany.

autorka tekstu: Dorota Ogrodzka

 – animatorka kultury, performerka i reżyserująca pedagożka teatru, doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej UW. Ze Slotem związana od wielu lat – najpierw jako uczestniczka, potem prowadząca warsztaty, ostatnio szefując jednej z warsztatowych ekip.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz