foto Tomasz Kiliszek |
Szansa na
to, by spróbować czegoś, czego nigdy nie miało się okazji robić, a zawsze miało
się na to ochotę to nie ekskluzywny towar.
Nowa
technika plastyczna, egzotyczna dyscyplina sportu, kompetencje psychologiczne,
wiedza o filmie, nieznany język obcy.
Z ręki do
ręki, z ust do ust, twarzą w twarz. W grupie. W wolności. Z możliwością
popełniania błędów. Z prawem do pytania. Według dwóch zasad: hojnie i bez
ograniczeń. Tak wyglądają warsztaty na Slot Art Festival – co roku, w połowie
lipca, w Lubiążu pod Wrocławiem.
Wymiana –
hasło, które unosi -się w powietrzu
Kiedy pytasz ludzi decydujących się prowadzić
warsztaty na Slot Art Festival – jednym z największych polskich festiwali, w
dodatku w dużej części opartym właśnie na bogatym programie warsztatów - o to, co jest dla nich najcenniejszym
doświadczeniem, bardzo często pada ta sama odpowiedź: wymiana. I nie ma
znaczenia, czy pytasz kogoś, kto uczy języka migowego, czy tego, który codziennie
rozpina między drzewami linę i pokazuje chętnym jak po niej chodzić, czy też osobę,
która z grupą przygotowuje performance lub instruuje początkujących rodziców, jak
można nosić dziecko w chuście.
Wymiana. To samo hasło powraca, gdy pytać uczestników.
Zresztą – bardzo często ci, którzy przed południem sami prowadzą zajęcia, po
południu, w innym miejscu festiwalowej przestrzeni stają się właśnie
uczestnikami. Zdarza się i tak, że ci,
którzy trafiają na festiwal przypadkiem i krążą nieco intuicyjnie między nauką
robienia batiku a wykładami o filmie dokumentalnym, w kolejnym roku wracają ze
swoją propozycją warsztatu.
Co łączy
bibliotekę, używaną spódnicę i żałobny płacz?
W społecznościach tradycyjnych, plemiennych,
które wydają się bardzo odległe od naszych, wymiana jest jedną z podstawowych
form zawiązywania i podtrzymywania relacji. Wymienia się broń i ozdoby, usługi
i przywileje, wreszcie rytualne zachowania. Gdy umrze członek jednej rodziny,
druga, która jest z nią związana relacjami pokrewieństwa, oferuje swoją
obecność i współczucie wyrażone w rytualnym zawodzeniu i płaczu. Gdy klany chcą
doprowadzić do małżeństwa dzieci – swoistej wymiany synów i córek – przekazują sobie dary, kosztowności,
pamiątki. Wymiana jest czymś więcej niż
transakcją gospodarcza, czymś znacznie szerszym niż potwierdzeniem paktu o
nieagresji, czymś mocniejszym niż deklaracją uprzejmości. Sama w sobie jest
relacją. Sposobem przekazywania tradycji, wartości uznawanych przez daną grupę,
formą w której wyraża się i buduje tożsamość zbiorowa. Działa także jako kanał
transferu wiedzy i umiejętności.
Foto: Paweł
Ogrodzki
Wydaje się, że w kulturze ponowoczesnej idea
wymiany nie przenika tak mocno naszej wyobraźni i praktyki społecznej. Nie
stanowi najważniejszej podstawy naszego codziennego życia, nie staje się
praktycznym sposobem pozyskiwania informacji lub dóbr materialnych. Przynajmniej,
jeśli pomyśleć o głównym nurcie gospodarki, o najbardziej widocznych przejawach
społecznego funkcjonowania, wreszcie o edukacji – w tych wszystkich obszarach
wymiana lokuje się raczej na szarym końcu strategii uznawanych i stosowanych
jako godne uwagi.
Czy jednak musi tak być? Czy przekonanie o
wartości krążenia i dzielenia się tym, co się posiada, musi pozostać w lamusie,
ustępując miejsca drapieżnemu pragnieniu izolowania posiadanej własności, póki ta
wygląda na przydatną i wyrzucania jej na śmietnik, gdy wyda się zużyta?
Czy mania oznaczania własnych pomysłów i idei
znakiem ®, terror nowości i odkrywczości w wynikach badań, innowacyjnych
strategii rozwoju, niespotykanych dotąd rozwiązań, przymus posiadania tego,
czego nikt wcześniej nie miał, nie zaprezentował, nie używał musi być
horyzontem kulturowej, społecznej praktyki?
Wreszcie – czy w edukacji musimy wciąż ulegać
złudzeniu, że świat dzieli się na tych, którzy wiedzą i tych, którzy nie mają
pojęcia? Żeby przekonać się o tym, jak mocno tego typu myślenie zakorzenione
jest w naszych kulturowych przyzwyczajeniach wystarczy przyjrzeć się szkole. To
właśnie tu od najwcześniejszych lat spotykamy się z modelem, w którym uczniom
stawia się karkołomne zadanie zdobywania wiedzy. Wiedzy, która w domniemaniu –
ma jakąś objętość, jakąś pulę, jest gdzieś ukryta, schowana i ci, którzy mają
do niej dostęp – patrz: nauczyciele – powoli i według własnych mniejszych lub większych
zdolności przekazywania oraz tajemniczej formuły określonej mianem podstawy
programowej – wydzielają swoim podopiecznym jej kawałki, nie zawsze te, które
wydają się najsmakowitsze. To celowe
wyolbrzymienie ma pokazać jednokierunkowość przekazu. Od tych, którzy wiedzą, w
kierunku tych, którzy muszą dopiero się nauczyć. Z trudem, mozołem, zazwyczaj
przez niezbyt refleksyjne i krytyczne absorbowanie, zasysanie i powtarzanie. Zwykle
bez przyjemności, bez wolności wyboru. A przecież przyjemność i wolność to
środowisko, w którym człowiek i jego potencjał rozwijają się najlepiej.
foto: Kacper Gunia © SLOT
2011
O tym, że nie jest to jedyny możliwy model,
przekonują rozmaite eksperymenty prowadzone na gruncie edukacji, ale i
gospodarki. W mikroskali zjawisko wymiany daje się obserwować w odniesieniu do
sytuacji krążenia przedmiotów: ubrań, książek, starych mebli. Wyprzedaże
garażowe, oparte na recyklingu warsztaty, społeczne biblioteki, w których
niepotrzebną książkę można wymienić na taką, którą uzna się za interesującą to
coraz częściej, także w Polsce, podejmowane inicjatywy,. Przykładem są tu
choćby corocznie organizowane w Warszawie Przetwory
(wielkie warsztaty produkowania biżuterii, mebli i rzeczy użytkowych z
odpadów), czy wymienialnie ubrań organizowane w kawiarniach i domach kultury.
foto: Albert Wallin © SLOT,
Czego szkoła
nie jest sobie w stanie wyobrazić?
Jeśli chodzi o edukację idea wymiany jawi się
jako pomysł tyleż szalony, co fascynujący. Pisząc o koncepcie edukacji
rozszerzonej Ruben Diaz Lopez, hiszpański nauczyciel, filozof, działacz
organizacji zajmujących się badaniem i promowaniem alternatywnych metod uczenia
się, autor pracy magisterskiej o obiecującym tytule: „Czego szkoła nie jest w stanie sobie wyobrazić i na czym
polega ta niemożność?” wspomina o prężnie rozwijającej się sieci
Banku Wiedzy Wspólnej, która jest „laboratorium wzajemnego kształcenia
się na zasadzie wymiany wiedzy między obywatelami (citizen-to-citizen)”
foto: Ola Zawada © SLOT
Ten
pobudzający wyobraźnię projekt pokazuje wielką wartość porzucenia klasycznego
sposobu myślenia o wiedzy i jej transferze, a także o podziale społeczeństwa ze
względu na określone kompetencje lub ich brak. Według filozofii Banków Wiedzy
Wspólnej każdy ma coś, czym może się podzielić. Czasem jest to znajomość
języka, innym razem praktyczna umiejętność naprawiania silnika samochodowego,
gry na instrumencie, lub choćby obejrzany film i chęć opowiedzenia o nim.
Największym wyzwaniem wydaje się umiejętność dostrzeżenia tego, co mam do zaoferowania
oraz wiara w to, że w toku wymiany mogę zostać obdarowany czymś bezcennym.
foto: Albert Wallin © SLOT
Banki
Wiedzy Wspólnej na szeroką skalę działają przede wszystkim w oparciu o nowe
technologie, serwisy społecznościowe i media internetowe. Dzięki nim kontakt i
przepływ informacji są prostsze. Co jednak, jeśli wyobrazić sobie taki bank na
żywo, w kontakcie twarzą-w-twarz, na wyciągnięcie ręki?
Wizja
ta wydaje się tak piękna, że aż niemożliwa. I tak piękna, że godna spróbowania.
Festiwal to przepływ inspiracji. Bez podziałów.
Od
dwudziestu lat próbujemy eksperymentować w ten sposób na Slocie. Tu nie ma
podziału na tych, którzy wiedzą i tych, którzy muszą się tylko uczyć. To, co staje się wartością to
brak stałych linii demarkacyjnych i uruchamianie przepływu. Uczenie się od
siebie przebiega na innych zasadach – towarzyszenia w procesie, pokazywania
znanych sobie i sprawdzonych sposobów, dzielenia się odkryciami.
foto materiały własne autorki
Główną
podstawą jest inspiracja, która nie zna apodyktycznych granic wieku, wykształcenia,
płci, czy nawet predyspozycji. Spróbować może każdy. Zaproponować własne
warsztaty także może każdy, a jeśli z jakiegoś powodu zabraknie dla niego lub
dla niej miejsca w warsztatowym grafiku – na pewno znajdzie się ono już w
trakcie trwania festiwalu – przy okazji, w przerwie, w korytarzu, lub jednej z
kafejek. Kilka osób spontanicznie gromadzi się wokół kogoś zaplatającego dredy lub
grającego na skrzypcach i z zaciekawieniem podgląda „jak to się robi” - to
częsty widok w krużgankach starego opactwa, w którym odbywa się impreza.
foto: Marika Graczyk © SLOT
Wiedza
i umiejętności oraz doświadczenie są ważne – to one pozwalają na to, by
stworzyć innym przestrzeń eksperymentowania, próbowania, zapoznawania się z
tematem, materiałem, ideą. Ale warunkiem do stworzenia takiej przestrzeni nie
musi być wieloletnia praktyka, czy ukończone specjalistyczne studia. Choć co
roku pojawiają się wybitni specjaliści, którzy od lat prowadzą warsztaty i
działania w tym czy innym obszarze, wielu prowadzących na slocie po raz
pierwszy staje przed grupą, po raz pierwszy znajduje się w roli tego, kto uczy.
Sednem jest pomysł.
Brak
linii podziału polega również na tym, że tymi, którzy uczą się najwięcej są
często właśnie prowadzący. Uczą się tłumaczyć, muszą wyobrazić sobie, jak to
jest mieć po raz pierwszy kontakt z tworzywem, lub działaniem, które proponują.
Borykają się z wyzwaniami komunikacji, z pytaniem o to, jak stworzyć dobrą
atmosferę, jak doprowadzić uczestników do miejsca, w którym coś powstanie. Uczą
się zmieniać plany, improwizować, radzić sobie w najdziwniejszych i
najtrudniejszych warunkach, gdy zabraknie prądu, przyjdzie zbyt wiele, lub zbyt
mało osób. Mogą odetchnąć, gdy chwilę później sami mają szansę spróbować
czegoś, czego nigdy nie robili, mimo, że zawsze chcieli.
Głównym
przedmiotem wymiany na Slocie jest zainteresowanie i czas, którego tutaj
wszyscy mają jakby więcej. Mają szansę, by „marnotrawić” go na próbowanie,
rozpoczynanie od nowa, przyglądanie się, dziwienie, pytanie, nie-wiedzenie – te
luksusowe towary, na które coraz częściej nas nie stać. Tu nikt nie jest
ostatecznym specjalistą, nikt tez nie jest kompletnym dyletantem. Bowiem jakość
i wartość procesu, a także powstających w trakcie warsztatów efektów jest zawsze
wynikiem spotkania. I wymiany.
autorka tekstu: Dorota Ogrodzka
– animatorka kultury, performerka i
reżyserująca pedagożka teatru, doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej UW. Ze
Slotem związana od wielu lat – najpierw jako uczestniczka, potem prowadząca
warsztaty, ostatnio szefując jednej z warsztatowych ekip.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz